sobota, 14 czerwca 2008

Prolog

Słońce niedawno zaszło. Nad doliną Vetabash szalała burza. Co jakiś czas z lasu Morgot dochodziły trzaski pękających pod wpływem wichury drzew. Dwieście metrów dalej, gniew natury obmywał miasto Eratir, spłukując nawet najmniejsze drobiny pyłu w najciaśniejszych zakamarkach. Pogrążone w mroku miejskie budynki oświetlały uliczne latarnie i blask przeszywających niebo błyskawic. Obfity deszcz sprawił, że miasto niemal całkowicie opustoszało.Nawet najbardziej wytrwali mieszkańcy zostali zmuszeni do pozostania tej nocy w domach. Nie wszyscy jednak spali.Przeklinając ulewny deszcz i burzę, miejscy strażnicy gnali ulicą, ścigając złodziejkę, która nie przestraszyła się grzmotów i wichury, i pomimo fatalnej pogody postanowiła popełnić przestępstwo. Mężczyźni byli odziani w kolczugi, w rękach trzymali obnażone miecze i magiczne pochodnie, odporne na działanie deszczu i wilgoci. Wznosząc głośne okrzyki „za nią!", oraz „łapać złodzieja!", biegli za uciekinierką. Ich cel skręcił w najbliższy zaułek. Nagły podmuch wiatru zerwał kaptur płaszcza odsłaniając srebrne włosy i spiczaste uszy kryjącej się pod nią mrocznej elfki. Uderzenie powietrza pozbawiło ją tchu. Zatrzymała się na chwilę łapiąc oddech. Zaraz jednak pobiegła dalej wzdłuż ciemnej uliczki, przeskakując leżącego pod ścianą pijaka. Mężczyzna spojrzał na nią mętnym wzrokiem i podniósł do ust butelkę pociągając kolejny łyk ulubionego trunku. Drowka wypadła z zaułka na jedną z głównych ulic i skierowała się ku targowisku. Zatrzymała się jednak po kilkunastu krokach, słysząc coraz głośniejsze okrzyki, dobiegające od strony głównego placu. Kilka sekund później z zaułków oddalonych od niej o jakieś 50 metrów wypadli kolejni uzbrojeni strażnicy. Szelbi, bo tak miała na imię młoda złodziejka, zawróciła kierując się do uliczki, z której dostała się na główną ulicę. Jednak, kiedy jej wyostrzony słuch odebrał pierwsze echa okrzyków biegnących bocznymi drogami strażników zmieniła trasę ucieczki i skierowała się wzdłuż głównego traktu, wiodącego do głównej bramy miasta. W miarę jak zbliżała się do murów otaczających Eratir słyszała za sobą coraz liczniejsze głosy żądające opuszczenia kraty i przeszkodzenia jej w ucieczce poza miasto. Z przerażeniem dostrzegła jak jeden z gwardzistów pełniących tej nocy straż przy bramie szarpną za mechanizm opuszczający żelazną kurtynę. Jego dwaj kompani ustawili się w bramie i dobywając mieczy usiłowali zablokować drowce drogę. Szelbi, nie miała innego wyjścia: sięgnęła po sztylet, który miała u pasa i krzyknęła „Selindi", aktywując moc swego oręża.W tym momencie cała okolica rozmazała się, a każdy ruch powodował, że przesuwające się obiekty zostawiały smugi. Ścigający ją ludzie nagle bardzo zwolnili, a ich głosy zmieniły się i brzmiały teraz jak niezrozumiałe, basowe pomruki. Spowolniony czas pozwolił mrocznej elfce dopaść bramy nim odcięto jej drogę ucieczki. Wymijając obu gwardzistów przeturlała się pod spadającą kratą i znalazła po drugiej stronie miejskich murów. Kiedy stanęła na nogi czas wrócił do normy. Odskoczyła unikając ostrza miecza, który jeden ze scigajacych wsunął w otwór w kracie, usiłując jej dosięgnąć. Uśmiechając się na myśl o kolejnym sukcesie w swej dość krótkiej złodziejskiej karierze, wolnym krokiem oddalała się od bram Eratiru słysząc za sobą przekleństwa miejskich strażników uwięzionych po drugiej stronie kraty. Mimo, że udało jej się uciec, myśl o pieszej wędrówce do najbliższego miasta podczas burzliwej nocy skutecznie zepsuła jej humor. Narzuciła kaptur na głowę i skierowała się wzdłuż głównego traktu usiłując przypomnieć sobie drogę do Azgondal, w pobliżu którego miała obecnie schronienie. Nagle niebo rozświetliła błyskawica. Grzmot był na tyle potężny, że przestraszona Elfka przykucnęła osłaniając głowę. Odkąd pamiętała, zawsze bała się burzy. Mimo wichury usłyszała przeraźliwy zawodzenie dochodzące z miasta. Odwróciła się by zyskać pewność, że się nie przesłyszała i zobaczyła czterech jeźdźców dosiadających białe konie, przenikających przez miejskie mury. „Żniwiarze" – pomyślała śmiertelnie przerażona. W tym samym momencie poczuła lekkie pieczenie na przegubie lewej dłoni. Podniosła ją i uważnie obejrzała nadgarstek. Na skórze widniał fioletowy, błyszczący symbol przedstawiający czaszkę, kosę i oko. Takim znamieniem Żniwiarze zawsze oznaczali swe ofiary. Pomimo tego, iż nie pierwszy raz dokonywała drobnej kradzieży, nigdy wcześniej nie ścigano ją poprzez tą frakcję. Zaangażowanie Żniwiarzy w sprawę, świadczyło o tym, iż to co ukradła miało większą wartość niż początkowo sądziła. Najgorsze jednak było to, że Jeźdźcom, nikt jak dotąd nie zdołał uciec, choć wielu próbowało. Śmiertelnie przerażona puściła się pędem wzdłuż traktu. Po 20 metrach postanowiła sprawdzić jak daleko są ścigający. Odwróciła głowę i w tym samym momencie poczuła, że traci grunt pod nogami. Przewróciła się w chwili, kiedy powietrze tuż nad nią przeszyło białe ostrze jednej z kos, w które uzbrojeni byli jeźdźcy. Odziany w czarny płaszcz mężczyzna zawrócił konia. Szelbi błyskawicznie wstała i rozejrzała się. Była otoczona. Sięgnęła do jednej z sakiewek i wyciągnęła z niej fiolkę z fioletowym płynem, po czym błyskawicznie wypiła jej zawartość.Jeśli myślisz, że to nas powstrzyma, mylisz się! – Wrzasnął jeden ze Żniwiarzy widząc jak ciało mrocznej elfki zaczyna migotać, by po dwóch sekundach całkowicie zniknąć jeźdźcom z oczu. Szelbi odbiegła kilkanaście metrów w kierunku lasu Morgot, w razie gdyby eliksir niewidzialności nie zadziałał tak jak powinien. Odruchowo też sięgnęła ręką po drugą sakiewkę, w której schowała łup. Sznurek, którym przywiązała ją sobie do pasa był zerwany. Rozejrzała się w pobliżu, szukając zgubionego skarbu. Tymczasem jeden ze Żniwiarzy zsiadł z konia i podniósł z ziemi sakiewkę. Uniósł wysoko rękę, tak by mieć pewność, że złodziejka zwróci na niego uwagę i zapytał.- Tego szukasz?- Asterum solen! – wrzasnął w tej samej chwili drugi jeździec.Drowka znów poczuła pieczenie w lewej ręce. Spojrzała na swój nadgarstek i z przerażeniem odkryła, że znamię rozpaliło się, rzucając blade światło wokół całej dłoni. Z pewnością była teraz doskonale widoczna do swoich prześladowców. Rzuciła się do ucieczki tuż przed tym, jak jeden ze Żniwiarzy zauważył ją i krzyknął do pozostałych:- Za nią!Szelbi Przebiegła ponad sto metrów, nim wpadła między drzewa i następne pięćdziesiąt, nim zdecydowała się rozejrzeć w poszukiwaniu ścigających. Kolejny blask pioruna oświetlił jeźdźców stojących po jej obu stronach w odległości około dwudziestu metrów. Zdawali się nie widzieć, mrocznej elfki, ale Szelbi i tak nie miała już żadnych pomysłów, w jaki sposób przed nimi uciec. Położyła prawą dłoń na lewej, aby zasłonić znamię. W ten sposób zdołała odbiec kolejne pięćdziesiąt metrów nim jeden z jeźdźców spostrzegł ją i ruszył w pogoń wołając jednocześnie pozostałych. Nie próbując już ukrywać znamienia, Szelbi pobiegła wprost przed siebie. Po kolejnych dziesięciu metrach, las urwał się, odsłaniając sporych rozmiarów polanę. Mroczna elfka wpadła na nią i biegła dalej nie oglądając się za siebie. Po kilku chwilach zauważyła, że na mniej więcej na środku polany, znajduje się wejście do podziemnego kompleksu. To musiały być schody prowadzące do labiryntu o którym mówili mieszkańcy Eratiru. Niezależnie jednak od tego, jak bardzo tam straszyło, a w karczmie słyszała wiele upiornych historii o tym miejscu, teraz była to jedyna droga ucieczki.Niewiele myśląc zbiegła po kamiennych schodach i wpadła do oświetlonego dwoma pochodniami pomieszczenia. Zatrzymała się i rozejrzała dokładniej. Gładko ociosane kamienne ściany pod wpływem czasu zaczęły się kruszyć i gdzieniegdzie powstały spore wyrwy. Pod ścianami leżała spora ilość kamiennego gruzu. Szybkie rozpoznanie nie ujawniło natomiast drugiego wyjścia z pomieszczenia. Słysząc zbliżających się Żniwiarzy i nie mając dokąd uciec, drowka postanowiła cofnąć się kilka kroków pod ścianę. Kiedy jednak zrobiła pierwszy krok, poczuła jak kamień, ustępuje pod naciskiem stopy. Dziewczyna szybko podniosła nogę i cofnęła się o krok. Wduszony przez nią fragment podłogi powrócił na miejsce a kiedy to się stało z sufitu, z głośnym hukiem, spadła wielka kamienna płyta odcinając złodziejce jedyne wyjście. Szelbi była w pułapce.