poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Rozdział 4 - Kłamstwa i tajemnice

Krasnolud i drowka podbiegli do czarodziejki. Nieprzytomna elfka miała poszarpane ubranie, lecz poza kilkoma zadrapaniami nie odniosła poważniejszych obrażeń. Nawet rana na ramieniu, będąca efektem ugryzienia, nie wyglądała na groźną. Niemniej toksyna pająka, z pewnością mogła wyrządzić poważne szkody w organizmie czarodziejki. 
Mając to na uwadze, Szelbi zajrzała do sakiewki Selune w nadziei, że znajdzie tam coś przydatnego, lecz poza kilkoma fiolkami z niezidentyfikowanym płynem i kawałkami białego płótna, nie było tam nic, co mogło by pomóc w ich obecnej sytuacji. Nie chcąc ryzykować niechcianymi efektami, jakie mogły by wystąpić w przypadku niewłaściwego użycia tajemniczych eliksirów, drowka zabandażowała jedynie ramię czarodziejki, po czym krasnolud poszedł zobaczyć czy Veru również jest ranny, a złodziejka została przy nieprzytomnej elfce.
- Jest nieprzytomny, ale nic mu się nie stało – krzyknął Battor rzuciwszy okiem na łucznika.
- Z nią jest coraz gorzej – odkrzyknęła mu Szelbi, widząc powiększającą się opuchliznę na ramieniu czarodziejki. 
W tym momencie drowka wpadła na pewien pomysł.
- Zostaniesz z nimi? – zapytała krasnoluda.
- To chyba logiczne – odparł Battor nieco ostrzej niż planował - Powiedz lepiej, co chcesz zrobić?
- Wydaje mi się że, na górze widziałam roślinę, która spowalnia działanie jadu, jeśli zrobi się z niej opatrunek – skłamała Szelbi. 
W rzeczywistości drowka nie miała zielonego pojęcia o ziołach leczniczych. Potrzebowała jednak czasu, by wrócić na górę i spróbować odszukać Ardepa. Jeśli bowiem ktokolwiek znał się na odtrutkach, to najszybciej jakiś mag, lub kapłan, a w chwili obecnej ów tajemniczy jegomość, był jedynym przytomnym adeptem magii w tym podziemiu. Co prawda Ardep, mieszkał na drugim poziomie, ale jeśli rzeczywiście chciał uwolnić wcześniej drowkę to istniało spore prawdopodobieństwo, że śledził jej dotychczasowe poczynania chociażby po to by upewnić się że jego pomoc nie będzie już potrzebna. Była zatem szansa że Szelbi znajdzie go gdzieś na górnym poziomie.
- Cóż, to chyba jedyne wyjście jakie mamy – zgodził się nieco niechętnie Battor, któremu nie specjalnie uśmiechało się pilnowanie elfów.
- Wrócę najszybciej jak się da – zapewniła go drowka i ruszyła biegiem w kierunku schodów.
– Ja w tym czasie przeniosę elfy bliżej schodów, na wypadek, gdyby te pająki nie były jedynymi mieszkańcami tej komnaty – krzyknął za nią Battor

Droga na górę zajęła Szelbi kilka minut. Całe szczęście, że teraz pułapka była niegroźna, bo w przeciwnym wypadku pokonanie schodów mogło by zająć drowce znacznie więcej czasu. Kiedy już pokonała ostatnie stopnie na górę, od razu wypadła z komnaty na korytarz, którym wcześniej drużyna trafiła do pomieszczenia. Nie przebiegła jednak więcej jak dwadzieścia metrów, gdy na skraju jej pola widzenia zamajaczyła sylwetka idącego w jej stronę Ardepa. Najwyraźniej on także ją dostrzegł gdyż zatrzymał się, najwyraźniej czekając na jej reakcję. Drowka podbiegła jeszcze kilkanaście metrów, aby móc swobodniej rozmawiać z tajemniczym adeptem magii, lecz kiedy już była zaledwie kilka kroków od niego, to on pierwszy się odezwał.
- Robicie na dole straszny hałas – oznajmił ze stoickim spokojem.
Szelbi ignorując uwagę przeszła od razu do sedna sprawy, która ją tu sprowadziła.
- Szukałam cię, potrzebuje twojej pomocy.
- Tak też pomyślałem, gdy zobaczyłem cię na tym poziomie, czego ode mnie chcesz?
Drowka postanowiła jak najszybciej uzyskać pomoc, liczył się bowiem czas.
- Czy znasz sposób na zneutralizowanie jadu pająka? – zapytała, a ponieważ Ardep nie odpowiedział od razu, zdecydowała się powiedzieć nieco więcej:
 - Selune została ugryziona i obawiamy się, że bez pomocy uzdrowiciela, nie uda jej się przezwyciężyć toksyny.
- Skąd myśl, że jestem uzdrowicielem? – Ardep wydawał się zaskoczony samą ideą tego pomysłu.
- To był jedyny pomysł, jaki w tamtej chwili przyszedł mi do głowy – odpowiedziała zgodnie z prawdą Szelbi. Po chwili zaś dodała:
 - Uznałam, że skoro znasz się na magii i zaoferowałeś mi tą magiczną pigułkę, to może znasz także inne sztuczki, które mogłyby okazać się przydatne w naszej sytuacji.
- Wyciągnęłaś całkiem słuszne wnioski - pochwalił ją zakapturzony.
- Rzeczywiście władam magią i znam się na ziołach. Z tego, co mówisz minęło już kilkanaście minut od ukąszenia, a w tym wypadku czas nie działa na korzyść czarodziejki. Tym bardziej, że minie jeszcze przynajmniej kwadrans nim uda mi się zdobyć składniki i przyrządzić odtrutkę.
Słysząc te słowa Szelbi odczuła prawdziwą ulgę. Dotąd bowiem nie była pewna, czy Ardep istotnie mógłby im pomóc i czy nie zmarnuje na poszukiwaniach uzdrowiciela zbyt wielu minut. Minut, które być może ocaliłyby życie Selune, gdyby wraz z krasnoludem zdecydowała się wykorzystać je w inny sposób, niż nieprzemyślana próba wprowadzenia w życie planu, który dopiero co wymyśliła. Tym razem jednak dopisało jej szczęście.
Zawróciła więc i znalazłszy się znów przy schodach, usiadła na jednym ze stopni, cierpliwie czekając na powrót Ardepa.

Uzdrowiciel zjawił się szybciej niż się spodziewała i wręczył jej zakorkowaną fiolkę z jakimś gęstym płynem. Ardep wyjaśnił, że musi nasmarować miejsce ukąszenia przyniesioną przez niego substancją i poczekać około dziesięciu minut nim założą na to miejsce opatrunek. Na pytanie, dlaczego sam nie może, zająć się Selune, bo z pewnością zrobiłby to lepiej, niż ktokolwiek z drużyny, uzdrowiciel odparł, iż nie zamierza się ujawniać. Z pewnością Szelbi zadałaby mu jeszcze kilka pytań, lecz Ardep już znikał w ścianie pomieszczenia. Nim całkowicie straciła go z oczu, zdążył jej jeszcze życzyć powodzenia i bezpiecznej podróży. Szelbi podziękowała i obiecała sobie w duszy, że jak tylko Selune wróci do zdrowia, ponownie odszuka człowieka w płaszczu. Od dawna już bowiem interesowały ją wszelkie zagadki i tajemnice, a Ardep miał ich w sobie znacznie więcej niż ktokolwiek, kogo spotkała wcześniej.

Teraz jednak, nie było czasu na rozważanie tego co będzie później, gdyż z każdą minutą szanse na ocalenie życia czarodziejki malały. Mając to na uwadze, Szelbi zbiegała ze schodów tak szybko, jak tylko mogła i gdy tylko znalazła się w pomieszczeniu gdzie zostawiła Battora, podbiegła do czarodziejki i pamiętając słowa uzdrowiciela starannie nasmarowała miejsce ukąszenia. Krasnolud uważnie obserwował poczynania nowego członka drużyny, czekając na dogodną chwilę by wypytać drowkę o to co działo się na górze, i dlaczego zamiast rośliny o której wspominała, przyniosła ze sobą jakąś dziwną substancję. Wojownik miał jednak tyle oleju w głowie, by nie protestować, gdyż cokolwiek się wydarzyło, Szelbi sprawiała wrażenie jakby doskonale wiedziała co robi. Kiedy jednak drowka nasmarowała już zranione miejsce na ciele czarodziejki i poinformowała Battora, iż teraz należy poczekać kilka minut nim założą opatrunek, krasnolud nie mógł się dłużej powstrzymywać.
- Dobra, mała – zaczął ostrym tonem. – Teraz wytłumacz mi, dlaczego, do stu piorunów, zajęło ci to tyle czasu i czemu, u licha, nie przyniosłaś tej rośliny o której mówiłaś?
- eee… -zaczęła niezręcznie drowka, usiłując wymyślić na poczekaniu wiarygodną historyjkę. Nie chciała bowiem jeszcze ujawniać faktu że nie są sami w labiryncie. – Tą maść można przygotować dość szybko, a jest skuteczniejsza od samej rośliny.
Krasnolud wydawał się przekonany.
- No dobra, całe szczęście, że wróciłaś na czas. Jeszcze kilka minut i mielibyśmy martwego elfa. – Rzekł kładąc rękę na ramieniu drowki. Jednak gdy Szelbi już gratulowała sobie po cichu kolejnego dobrego kłamstwa, wojownik zadał pytanie, którego nie mogła się spodziewać.
- A powiedz, czy gdyby Selune była tylko poraniona, użyłabyś korzenia senillu czy liści gasseru?
Ponieważ drowka nie miała zielonego pojęcia o ziołach leczniczych, postanowiła zawierzyć intuicji.
- Zdecydowanie senillu – odpowiedziała siląc się na pewność w głosie.
- Tak? A w jakiej dawce? – zapytał z chytrym uśmieszkiem wojownik.
- Odpowiedniej – Szelbi zmusiła się do uśmiechu.
- No to Ci gratuluję mała, Uśpiłabyś tym nawet górskiego trolla. – Obwieścił jej wojownik. Po czym dodał nieco ostrzej:
- Nie okłamuj mnie dziewczyno, może ja nie jestem uzdrowicielem, ale akurat te dwie rośliny są powszechnie znane mojemu ludowi. Przykro mi, ale jeśli mamy podróżować razem, musimy coś sobie wyjaśnić…
- Dobrze, przyznaję, że cię okłamałam. – Przerwała mu drowka. – Niemniej to co wydarzyło się na górze nie powinno nikogo interesować. Najważniejsze, że Selune wyzdrowieje.
Battor zamilkł na chwilę, rozważając to co powiedziała Szelbi.
- Tu się zgodzę, ale zapamiętaj sobie mała, że ostatni raz toleruję twoje kłamstwo. I tylko jeśli obiecasz ze nim nasza wspólna wędrówka się skończy wszystko mi wyjaśnisz.
- Umowa stoi – zgodziła się drowka, a widząc błysk w oku wojownika, dodała – szanujmy swoje tajemnice. 
Dalsza dyskusja została przerwana przez cichy jęk jaki wydała z siebie czarodziejka. Złodziejka i wojownik podeszli bliżej leżącej towarzyszki i przyklękli obok niej.
- Będzie potrzebowała snu, tak jak my wszyscy – stwierdził po chwili Battor.
- Chyba nie chcesz odpoczywać w tym miejscu? – zapytała zaskoczona takim pomysłem Szelbi.
- Nie, oczywiście, że nie. Problem polega na tym, że nie uśmiecha mi się również spanie na schodach, którymi przyszliśmy. Tym bardziej, że nie wiemy jak długo wytrzyma mój bełt, który w tej chwili blokuje mechanizm. W każdej chwili pułapka może się uruchomić, a to oznacza, że musimy zbadać najbliższe komnaty, o ile jakiekolwiek tu są. Trzeba znaleźć bezpieczniejsze miejsce i to jak najszybciej. – oznajmił wojownik po chwili namysłu.
- Dobrze, ja sprawdzę, co jest za tamtym przejściem, które znaleźliśmy, a ty ocuć naszego łucznika. Będzie nam potrzebny, jeśli dojdzie do kolejnej bitwy. – rzekła Szelbi i odbiegła w ciemność.
Tymczasem krasnolud wylewając zawartość swojego podróżnego bukłaka z wodą na Veru przywrócił mu świadomość, po czym opisał w skrócie ich obecną sytuację.
Kilka minut później wróciła Szelbi oświadczając, że po wyjściu z komnaty znalazła korytarz, który kończył się masywnymi zablokowanymi wrotami. Niemniej w samym korytarzu trafiła na dwie pary drzwi, z czego jedne z nich były otwarte i prowadziły dalej w głąb lochów, a za drugimi znajdowała się dość spora komnata. 
Battor natychmiast szczegółowo wypytał Szelbi o pomieszczenie, po czym zadowolony stwierdził, że to najlepsze miejsce na odpoczynek, jakie mogli teraz znaleźć. Tym bardziej, że jak twierdziła drowka, można było zamknąć je na klucz, który zastąpiliby wytrychem.
Wspólnie zatem udali się do komnaty, aby jeszcze raz dokładnie ją obejrzeć, podczas gdy Veru miał opracować najbezpieczniejszy sposób na przetransportowanie nieprzytomnej czarodziejki do owego pomieszczenia 
Przez następne pół godziny przygotowywali podróżne posłania, i rozlokowywali się wygodnie. Wspólnie ustalono, że warta będzie niepotrzebna, jeśli tylko zamkną drzwi na klucz. Takie rozwiązanie oszczędzało im kilka godzin skracając czas na odpoczynek do niezbędnych dla krasnoluda ośmiu godzin. W końcu postanowili coś zjeść i zastanowić się, co takiego może ich jeszcze spotkać podczas wędrówki. Krasnolud wyciągnął z tobołka podróżne racje i podzielił, się z Szelbi twierdząc, że wziął ich z pewnością dużo więcej niż będzie potrzebował. Podarował tez drowce jeden ze swoich koców, aby mogła zrobić sobie posłanie. Drowka przyjęła oba prezenty z wdzięcznością, ale ponieważ nie była głodna schowała otrzymany prowiant na później.
Podczas kiedy luźno dyskutowali na temat tego, co będą robić jak już na dobre opuszczą labirynt Szelbi przyszedł do głowy pewien pomysł, na bezpieczniejsza podróż przez labirynt. Wymówiła się ze wspólnej dyskusji, twierdząc że wizyta w sali tortur bardzo ja zmęczyła i chciałaby już zasnąć, po czym ułożyła się wygodnie na swoim posłaniu i z zamkniętymi oczami rozmyślała nad nowym pomysłem. Przypomniała sobie to co powiedział jej Ardep gdy była jeszcze uwięziona. Uzdrowiciel wspomniał bowiem że mieszka w labiryncie, a zatem jeśli zdoła go odnaleźć i przekonać, do pomocy, być może zyskaliby przewodnika i dalsza wyprawa byłaby bezpieczniejsza. Pomysł wydawał się prosty, ale drowka nie miała pewności czy Ardep da się łatwo do niego przekonać. Pamiętała bowiem, że uzdrowiciel nie miał ochoty na kontakt z kimkolwiek poza nią. Drowka wierzyła jednak że uda jej się znaleźć coś co pozwoli jej na zwerbowanie tajemniczego mieszkańca labiryntu do ich drużyny.

Niezależnie jednak od tego czy uda jej się tego dokonać, czy nie, to jeśli chciała wprowadzić swój plan w życie, będzie musiała wymknąć się po kryjomu z komnaty. Była bowiem przekonana, że jeśli tylko łucznik zauważy jej zniknięcie, wmówi innym, że ich zdradziła, tak jak zresztą sam przewidywał, a nawet jeśli pozostali mu nie uwierzą miałaby nieciekawą sytuację, zwłaszcza, że straciłaby zaufanie jakim ją obdarzyli.
Oczywiście mogłaby uniknąć tych wszystkich przygotowań, mówiąc po prostu reszcie drużyny o swoim pomyśle, ale drowka uznała, że nie ma sensu przekonywać Veru. Łucznik bowiem z pewnością nie wyraziłby swego poparcia dla jej pomysłu, a w dodatku zapewne upierałby się żeby poczekać aż Selune odzyska przytomność i dopiero wtedy poddać sprawę głosowaniu. Szelbi postanowiła więc nikomu nic nie mówić, a w razie gdyby udało jej się sprowadzić Ardepa, postawić resztę przed faktem dokonanym. Była pewna, że Battor nie miałby nic przeciwko towarzystwu kogoś kto mieszkał w labiryncie, a Selune również uznałaby obecność przewodnika za wartościową. Nawet więc jeśli Veru wówczas by zaprotestował, jego sprzeciw szybko zostałby odrzucony przez pozostałych członków drużyny.
Ponieważ elfy nie śpią, lecz medytują, a ponadto potrzebują jedynie czterech godzin by wypocząć istniało spore prawdopodobieństwo, że hałas, jaki wywoła otwarcie drzwi za pomocą wytrycha, będzie na tyle głośny, że Veru ocknie się i podniesie alarm. Poza tym nawet, jeśli wymknie się na tyle cicho by nie obudzić elfa, nie zdąży wrócić na czas do komnaty, zakładając, że spędzi na poszukiwaniach i przekonywaniu Ardepa co najmniej kilka godzin. W związku z tym drowka postanowiła skorzystać z zawartości swojej sakiewki, w której przechowywała pył usypiający elfy, aby zyskać więcej czasu. Liczyła na to, że po jej wyprawie do Erathiru pozostało jej jeszcze dość proszku by uśpić Veru. Po jego zastosowaniu miałaby jakieś osiem godzin do momentu aż pozostali się obudzą. Nie była co prawda pewna jak długo będzie spała Selune, ale podejrzewała, że po wyczerpującej walce, nie obudzi się za wcześnie. Ponadto zauważyła, że sama nie potrzebuje wcale snu. Najprawdopodobniej był to jeden z efektów działania pigułki, którą podarował jej uzdrowiciel. Mogła zatem skupić się wyłącznie na poszukiwaniach, które postanowiła rozpocząć jak tylko pozostali zapadną w sen.

Już od kilku minut Szelbi słyszała miarowe chrapanie krasnoluda. Drowka podniosła się wiec ostrożnie z własnego posłania i zakradła w pobliże Veru, sięgając jednocześnie do sakiewki u pasa. Gdy od posłania łucznika dzieliło ją tylko kilka kroków, wyjęła z sakiewki torebkę z resztką magicznego proszku, po czym najciszej jak mogła, pokonała ostatnie dwa metry i rozsypała pył nad medytującym w ciszy elfem. Proszek zadziałał niemal natychmiast i już po chwili Veru zapadł w głęboki sen. Szelbi szybko opuściła komnatę zamykając drzwi od zewnątrz, aby pozostali byli bezpieczniejsi, po czym ruszyła na poszukiwania.

Drowka udała się najpierw na wyższy poziom, gdyż tam ostatni raz widziała się z uzdrowicielem. Tym razem jednak nie miała tyle szczęścia i pomimo starań nie natrafiła na żaden ślad, który świadczyłby o obecności Ardepa. Po dwóch godzinach bezowocnych poszukiwań, drowka uznała, ze uzdrowiciel musiał już wrócić na niższy poziom. Wróciła się więc do miejsca skąd rozpoczęła poszukiwania i tym razem ruszyła w przeciwnym kierunku, zwiedzając niezbadane dotąd pomieszczenia.
Podczas zwiedzania labiryntu postanowiła kierować się zawsze tam gdzie prowadziły otwarte drzwi, bądź najmniej zaniedbane korytarze, gdyż zapewne tymi drogami musiał poruszać się uzdrowiciel. Oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, żeby cały czas korzystał z magii po prostu przenikając przez przeszkody, jednak Szelbi uznała, że Ardep musi skądś czerpać energię potrzebną do rzucania czarów. Jeśli więc tak właśnie było, to z całą pewnością uzdrowiciel wybierał bardziej tradycyjne metody podróżowania, kiedy tylko było to możliwe. Zawsze bowiem mógł się znaleźć w sytuacji, z której jedynym wyjściem byłaby możliwość rzucenia zaklęcia, a jeśli w tym momencie zabrakłoby na to energii, Ardep byłby w bardzo niewesołej sytuacji. Zapewne zatem poruszał się po labiryncie wykorzystując znane i zapewne najmniej zaniedbane korytarze, gdyż tak było najbezpieczniej.
Póki co Szelbi nie miała wielkich trudności by odszukać właśnie takie przejścia i komnaty, gdyż nawet, gdy mijała kilka zamkniętych pomieszczeń, tylko do jednego z nich można było się dostać bez użycia wytrycha. Wkrótce jednak trafiła do miejsca, z którego wychodziło dziesięć korytarzy, a wszystkie utrzymane były w doskonałym stanie.
Drowka postanowiła uważnie obejrzeć każdy z nich. Zbadawszy pierwsze dwa skierowała się do trzeciego, gdy nagle ogarnęło ją przeczucie, że nie jest sama w pomieszczeniu. Odwróciła się gwałtownie i ujrzała jak jakaś drobna postać znika w jednym z tuneli. Szelbi dobyła sztyletu i ostrożnie podeszła do wylotu korytarza. Niczego jednak nie zauważyła, ale gdy znów się odwróciła ujrzała kolejną postać znikającą w tunelu. Drowka poczuła jak ogarnia ją strach, gdy tylko zorientowała się, że była to droga, którą ona sama przybyła do komnaty. Pośpiesznie wycofała się do jednego z dwóch korytarzy, które już obejrzała i przywarła do ściany uważnie nasłuchując i co kilka sekund ostrożnie zaglądając do pomieszczenia.
Po jakiejś minucie usłyszała odgłosy tupania drobnych stóp i w kilka sekund później do komnaty wbiegł niski, lekko przygarbiony stworek. 
Istota miała nienaturalnie wielką, pozbawioną włosów głowę, spiczaste uszy i wielkie, żółte, kocie oczy. Miała nie więcej jak 120cm wzrostu, a jej dłonie uzbrojone były w kilkucentymetrowe pazury, które z pewnością nie pozwalały jej trzymać jakichkolwiek przedmiotów ale za to mogły stanowić niebezpieczną broń. Ciało istoty okrywał poszarpany płaszcz, bez kaptura.
Stwór uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym otworzył paszczę i odsłaniając dwa rzędy ostro zakończonych, malutkich zębów, wydał z siebie krótki bolesny dla uszu Szelbi pisk. Następnie jeszcze raz rozejrzał się po komnacie i szybko pobiegł innym korytarzem. Drowka powoli wycofała się w głąb tunelu, czując narastające uczucie przerażenia, ale nim straciła komnatę z oczu zdążyła jeszcze dostrzec jak wpada do niej kolejny, kotooki potworek.
Nagle w jej głowie rozległ się znajomy, grzmiący, grobowy głos, należący do tego samego intruza, który zaatakował jej umysł zaraz po tym, gdy ocknęła się przykuta do ściany w sali tortur:
- Tym razem mi się nie wymkniesz. Trzeba było zostać z krasnoludem. Trzeba było pomyśleć, nim ukradłaś moją własność!
Po czym roześmiał się szaleńczo i zamilkł.
A więc to jego drowka obrabowała tej feralnej nocy. Ale przecież, Żniwiarze odzyskali naszyjnik, czemu więc jego właściciel nadal ją ścigał? Nie było czasu by zastanowić się nad tym pytaniem gdyż, jakby na rozkaz posiadacza grobowego głosu, wzmogły się odgłosy tupania i już po chwili do tunelu, w którym ukryła się przerażona Szelbi wpadł stwór o kocich oczach i z dzikim piskiem ruszył w jej kierunku. Drowka rzuciła się do ucieczki.

Pościg trwał zaledwie kilka minut, lecz dla Szelbi wydawał się znacznie dłuższy. Drowka minęła dwa rozgałęzienia i kilka skrzyżowań, gdy nagle trafiła na zamknięte drzwi. Otworzyła je wytrychem, lecz zabrało jej to sporo czasu. Najwyraźniej jednak musiała być znacznie szybsza od stwora, który ją ścigał, gdyż nawet nie słyszała jego pisku. Niemniej, gdy wrota w końcu stanęły otworem, drowka usłyszała wrzask kotookiego, który najwyraźniej nadrobił już stracony dystans. Natychmiast wpadła do komnaty i zamknęła za sobą drzwi.
Znalazła się w pomieszczeniu, z którego wychodziły jeszcze dwa tunele. Usłyszawszy za sobą dźwięk rozrywanego pazurami drewna, drowka wybrała lewą odnogę i pobiegła przed siebie. Zdawało jej się bowiem, że słyszy pisk innego stwora dochodzący z prawego korytarza.
Po kilkunastu sekundach dotarła do kolejnych zamkniętych drzwi, lecz tym razem wyraźnie słyszała za sobą piski ścigających ją potworów. Błyskawicznie obejrzała wrota i przerażona odkryła, że nie mają zamka. Były zatem zablokowane od drugiej strony, co oznaczało, że Szelbi znajduje się w pułapce. Ściskając w dłoni sztylet drowka odsunęła się dwa kroki od drzwi i zwróciła twarzą w kierunku nadbiegających potworów. Wiedziała, że w walce nie będzie miała żadnych szans, chyba że stwory przestaną tak przeraźliwie piszczeć. Nie miała jednak wyboru. Wiedziała też, że nie może również liczyć na moc spowalniania czasu, gdyż ta wyczerpała się po tym jak Szelbi użyła jej pokonując pułapkę na schodach.
Tymczasem oba stwory zbliżały się a pisk stawał się coraz głośniejszy. W końcu drowka musiała zakryć sobie dłońmi uszy i zrezygnować z obrony. Nie była bowiem w stanie nawet skupić myśli, dopóki jej uszy narażone były na tak bolesne dźwięki.
W końcu oba stwory zbliżyły się na odległość dwóch metrów, po czym nagle zamilkły i swoimi kocimi oczami czujnie wpatrywały się w swoją ofiarę jakby starając się przeanalizować wszystkie umiejętności, jakimi mogła dysponować. W końcu pierwszy z nich wydał z siebie potworny pisk i rzucił się na drowkę. Szelbi z trudem przezwyciężyła ból przypominając sobie jak kiedyś uczyła się „zamykać” uszy na dźwięk wysokiej częstotliwości. Z braku ćwiczeń nie wyszło jej to za dobrze, ale przynajmniej pozwoliło walczyć. Jednak, gdy tylko znalazła się w zasięgu pazurów pierwszego potwora ten błyskawicznie wytrącił jej sztylet z dłoni, jednocześnie rozcinając skórę na przedramieniu. Drowka odskoczyła z krzykiem w tył. Najwidoczniej stwory dysponowały nadnaturalną zdolnością analizowania ruchów ofiary, po czym zdobytą wiedzę potrafiły wykorzystać z zadziwiającą skutecznością, do błyskawicznego rozbrojenia przeciwnika. W oczach napastników pojawił się błysk zwycięstwa. Szelbi cofnęła się i oparła plecami o drzwi. Nagle poczuła, jak ustępują, zupełnie jakby ktoś nagle otworzył je od środka. Drowka zataczając się wpadła do komnaty. Nagle zawadziła drogą o wystający z podłogi kamień i przewracając się uderzyła głową o wieko stojącego nieopodal kufra. Zapadła w ciemność.
Teraz na pewno mnie złapią – zdążyła pomyśleć.