piątek, 18 lipca 2008

Rozdział 3 - "Schody, pułapki i czarodziejka "

Podczas kiedy szli, Szelbi zastanawiała się, w jaki sposób Battor potrafił maszerować równie szybko jak reszta drużyny, pomimo zbroi i całej reszty ekwipunku, które łącznie mogły ważyć nawet więcej niż pięćdziesiąt kilogramów. Najwidoczniej jednak krasnolud, dzięki potężne budowie ciała, mógł dźwigać ogromny ciężar i nie wpływało to w żaden sposób na prędkość, z jaką się poruszał. Odnosiło się to jednak, zapewne tylko do marszu. Drowka bowiem sądziła, że gdyby przyszło im biec, Battor natychmiast zostałby z tyłu. Powiedziała nawet o swoich przypuszczeniach wojownikowi, ale ten śmiejąc się odparł.
- Mała, krasnoludy nigdy nie uciekają. Co najwyżej idą się przegrupować, albo wyrównać szeregi. Ja się niczego nie boję, a poza tym – tu wskazał na swój topór i zbroję. – z takim uzbrojeniem, powalę nawet smoka, a nie spodziewam się go tutaj znaleźć.
Szelbi musiała przyznać mu rację. Nigdy nie widziała materiału, z jakiego wykonano oręż i zbroję krasnoluda, ale z pewnością metal ten nie należał do pospolitych i nie wykluczone że miał właściwości magiczne.
Postanowiła jednak teraz o to nie pytać. Była pewna że jeszcze kiedyś będzie ku temu okazja

W końcu, nasi nieco zmęczeni podróżą bohaterowie, dotarli do komnaty, w której znajdowały się kamienne schody prowadzące na niższą kondygnację labiryntu.
Pomieszczenie wykonano z gładko ociosanego kamienia, i było całkiem puste. Schody natomiast miały szerokość około dwóch metrów i oświetlone były zawieszonymi po obu stronach zielonymi pochodniami, takimi samymi jak te w sali tortur i w całym podziemiu. Wyjątek stanowiły jedynie komnaty wejściowe, w których światło przez nie rzucane miało normalny kolor.
Szelbi naliczyła dwadzieścia stopni, z których ostatni był znacznie dłuższy tak, że tworzył płaski odcinek, mniej więcej pięciometrowej długości. To co było jeszcze dalej, pozostało niewidoczne dla oczu drowki. Nim drużyna wkroczyła na dłuższy stopień, Szelbi zatrzymała się i uważnie obejrzała ściany i sufit nad schodami. Instynktownie wyczuła, że coś jest nie w porządku. Miała rację. Tutaj sufit, który obniżał się w miarę jak schodzili niżej, w momencie, kiedy schody zamieniły się w płaski odcinek, również przestał opadać tak, że wciąż pozostawał na tej samej wysokości, co w pozostałych częściach najwyższego piętra.
Tym, co przykuło uwagę Szelbi były dziwne, symetryczne szczeliny w ścianie po lewej i prawej stronie. Drowka widziała już takie wgłębiania. To z nich wysuwały się ostrza, które zamontowane na ramieniu wahadła rozcinały na pół tych, którzy uruchomili mechanizm pułapki. Nie było wątpliwości, co do tego, że prosty odcinek posiadał miejsce czułe na nacisk. Pozostawało tylko odkryć, w jaki sposób porusza się ostrze, oraz jak czuły jest mechanizm. W tym celu drowka poprosiła krasnoluda, aby wystrzelił z kuszy w posadzkę. Siła, z jaką olbrzymia kusza wyrzucała bełty, musiała być wystarczająca, bo w momencie, kiedy pocisk uderzył o kamień, pierwsze z wahadeł wyposażonych w ostrze wysunęło się z sufitu i przecięło powietrze tuż nad posadzką, natomiast drugie, uderzając z przeciwnej strony cięło na wysokości piersi krasnoluda, po czym oba mechanizmy schowały się w szczelinach na suficie.
Pułapkę wykonano dużo zmyślniej niż Szelbi początkowo przypuszczała. Zwykle montowano jedno wahadło i dało się je ominąć przeskakując, lub czołgając pod ostrzem. Tutaj jednak zamontowane były dwa i w dodatku jedno było zbyt wysoko żeby je przeskoczyć, a drugie zbyt nisko, aby się pod nim przeczołgać. W dodatku ostrza uderzały z przeciwnych stron, co wykluczało, często ratujący życie, odskok w tył. Można jeszcze było spróbować wskoczyć w przestrzeń pomiędzy ostrzami, ale ta była zbyt mała, by taki manewr udał się krasnoludowi, a szybkość, z jaką poruszały się mechanizmy, uniemożliwiała takie rozwiązanie nawet elfom.
- Chyba nie wygląda to dobrze – mruknął krasnolud.
- Wyjątkowo się z tobą zgadzam – poparł go niechętnie Veru.
Przez następne kilkanaście sekund wszyscy zastanawiali się nad rozwiązaniem problemu, aż w końcu Battor zwrócił się do czarodziejki.
- Selune, nie mogłabyś nas przenieść magicznie? – zapytał z nadzieją.
- Niestety ale nie dam rady – odparła posępnie czarodziejka, a widząc pytające spojrzenie krasnoluda wyjaśniła:
- To miejsce jest chronione tym samym zaklęciem, co większość podziemi. Nie pozwala ono na użycie magii w celu przemieszczenia się wewnątrz chronionego przezeń obszaru.
- Czyli musimy sobie radzić bez pomocy twojej magii? – upewnił się wojownik.
- W tym przypadku niestety tak- potwierdziła Selune.
Znów przez kilkanaście sekund panowała cisza.
- Czekajcie, ja chyba wiem jak to działa – stwierdziła po namyśle Szelbi i zwróciła się do łucznika.
- Mógłbyś trafić w szparę po prawej stronie? – poprosiła - To powinno zablokować mechanizm.
- Powinno? Phi. To by była bezsensowna strata strzały, a ja nie mogę na to pozwolić. – odparł z wyższością Veru
- W takim razie ja to zrobię – zadecydował Battor, po czym spojrzał wyzywająco na łucznika i załadował kuszę.
– Masz jakieś konkretne miejsce na myśli, czy mam po prostu trafić w to wgłębienie? – zwrócił się do drowki.
- Celuj w środek, tam powinien znajdować się mechanizm obrotowy jednego z wahadeł. – wyjaśniła Szelbi.
Krasnolud wycelowawszy, nacisnął spust i bełt zniknął w szczelinie pomiędzy sufitem a ścianą, lecz po chwili wypadł z niej i uderzył w posadzkę uruchamiając pułapkę.
- Phi, też mi łotrzyk… – prychnął Veru, ale zamilkł, gdy Selune spiorunowała go wzrokiem.
- Byłam pewna, że się uda – tłumaczyła się Szelbi
- Spokojnie mała – pocieszył ją Battor. – W coś musiałem trafić, bo inaczej pocisk by nie wypadł. Obawiam się jednak ze to cholerstwo nie da się oszukać tak łatwo. W dodatku okazuje się ze jest diabelnie czułe.
- Byś może trafiłeś w górę wahadła. Gdyby udało Ci się strzelić pod kątem i umieścić bełt w szczelinie w taki sposób, aby w momencie, kiedy mechanizm będzie się obracał zablokował się na pocisku, moglibyśmy unieruchomić pułapkę. – zastanawiała się głośno drowka.
- Nieźle kombinujesz – z uznaniem odparł krasnolud. – teraz jednak musimy znów uruchomić pułapkę, by wahadła wróciły na swoje miejsca i abym mógł ją zablokować strzelając od tej strony.
Wykorzystał kolejny bełt i pułapka wróciła do stanu sprzed pierwszej próby. Niestety drugi strzał w szczelinę, również nie przyniósł spodziewanych efektów. Bełt upadł na posadzkę tak samo jak stało się to za pierwszym razem. Kolejne próby również nie przyniosły rezultatu i ostatecznie doszło do momentu, kiedy Battorowi został ostatni pocisk, a pułapka wciąż działała i w dodatku w tej chwili była w niekorzystnym położeniu.
- Może sobie daruj uparciuchu? – zaproponował drwiąco łucznik. – Mówiłem, że to chybiony pomysł.
- A na co mi pociski skoro dalej się nie ruszymy? – zapytał go Battor, a że Veru nie odpowiedział wojownik zwrócił się znów do Szelbi.
- Nie mam już amunicji, aby znów wahadła mogły zamienić się miejscami. W tym momencie zgodnie z tym co ustaliliśmy nie uda nam się jej zablokować. Jeśli natomiast przestawię wahadła zabraknie mi pocisków by trafić w szczelinę.
- Spróbuj strzelić teraz. Mogłam się pomylić i dopiero przy takim ustawieniu można zablokować pułapkę. – zasugerowała Szelbi.
- Jak chcesz – zgodził się krasnolud i ostatni raz nacisnął spust. Bełt zniknął w szczelinie, ale tym razem już jej nie opuścił.
- Udało się – ucieszyła się drowka.
- Brawo mała! – pogratulował jej Battor. – Tylko, że nadal mamy problem, a mianowicie drugie ostrze. To wyższe już nam nie zagraża, ale co z tym niższym? Ja go nie przeskoczę, a przy szybkości, z jaką się porusza, nie sądzę, że jest to możliwe dla kogokolwiek z nas. Nie zapominaj też, że w tym momencie wahadło uderzy od tyłu i nie jesteś w stanie dokładnie obliczyć, kiedy wykonać skok.
- Wiem, o tym – zapewniła drowka. – Mam pewien plan, ale tym razem Veru musi mi pomóc.
Łucznik chciał zaprotestować, ale czując na sobie spojrzenie Selune zgodził się na współpracę. Szelbi wytłumaczyła pozostałym, w jaki sposób zamierza unieruchomić drugie ostrze:
- Ponieważ można je zablokować tylko strzelając z przeciwka, któreś z nas musi dostać się na drugi koniec tego stopnia. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zrobię to ja, korzystając z mocy mojego sztyletu. Umiem też strzelać z łuku, jednak wyłącznie z krótkiego. Pomyślałam, że Veru pożyczy mi swój, a Selune zmniejszy go za pomocą magii. Dzięki temu, ja mogłabym go użyć i zablokować mechanizm, kiedy znajdę się po drugiej stronie pułapki.
- Co takiego potrafi twój sztylet? – zapytał zaciekawiony Battor
- Spowalnia czas na krótką chwilę. – wyjaśniła drowka. - Myślę, że to wystarczy abym bezpiecznie przebiegła te kilka metrów.
– To się może udać, ale sądzę, że lepiej będzie jak amunicję zostawisz tutaj, a kiedy już będziesz na drugim końcu, ktoś z nas rzuci ci kilka strzał. Inaczej kołczan mógłby wystarczająco spowolnić twoje ruchy, aby ostrze cię dosięgło. Zostaw też zbędny ekwipunek – poradził jej krasnolud.
- Faktycznie, tak byłoby lepiej. – zgodziła się Szelbi. – Pozostaje tylko sprawdzić, czy czarodziejka mogłaby zmniejszyć łuk, tak abym mogła go użyć.
- Tym się nie martw, poradzę sobie bez problemu – zapewniła ją Selune, po czym wzięła broń od Veru i rzuciła zaklęcie. Po chwili łuk zaczął się zmniejszać, aż osiągnął kształt i rozmiary właściwe jego krótkiemu odpowiednikowi.
Czarodziejka podała broń drowce, a ta przewiesiła ją sobie przez ramię, po czym dobyła sztyletu.
- Życzcie mi powodzenia – powiedziała wchodząc na wyższy stopień, aby móc przy skoku pokonać większy dystans nim uruchomi mechanizm. Przygotowawszy się, ścisnęła mocniej rękojeść sztyletu i wymawiając słowa aktywujące moc oręża wybiła się ze schodka. Tuż po tym jak oderwała się od ziemi spostrzegła, jak wszystko wokół stało się niewyraźne i zamazane. Spowolnienie zaczynało działać. W chwili, gdy wylądowała na posadzce, usłyszała przytłumiony zgrzyt uwolnionego wahadła. Nie oglądając się za siebie pobiegła tak szybko jak umiała. Jednak kiedy była już w połowie drogi, wydało jej się ze dostrzegła zarys drugiego ostrza, pędzącego z przeciwnej strony. Instynktownie zrobiła przewrót w przód by minąć wahadło nim to znajdzie się zbyt nisko. Na szczęście moc sztyletu sprawiła, że manewr choć wykonany w ostatniej chwili uratował drowce życie. Kiedy dotarła do krawędzi stopnia, świat znów stał się wyraźny. Usłyszała jak ostrze chowa się właśnie pod sufitem. Szelbi odetchnęła z ulgą.
- Coś jest nie tak! – krzyknęła w stronę towarzyszy
- Święta prawda dziewczyno! – zgodził się Battor – Pierwszy raz w życiu widzę by ktoś poruszał się z tak zadziwiającą szybkością.
- Nie o to chodzi. Widziałam drugie wahadło!
- To niemożliwe - zaprotestował krasnolud. - Zablokowaliśmy je. Nie ruszyło się nawet o milimetr.
Szelbi nie dawała za wygraną, pewna tego co widziała.
- Musiało się odblokować – spierała się
Battor właśnie miał coś powiedzieć, lecz wtrąciła się Selune.
- Spokojnie – powiedziała. – Wydaje mi się, że oboje macie rację.
- Jak to? – zapytali pozostali niemal jednocześnie
- Wydaje mi się, że działa tu iluzja – objaśniła czarodziejka. – dajcie mi chwilę, to spróbuję ja rozproszyć.
Podczas gdy pozostali w skupieniu w ciszy przyglądali się poczynaniom Selune, czarodziejka sięgnęła do sakiewki u pasa i wyjęła z niej mały rubin. Ścisnęła kamyk w dłoniach i mrucząc zaklęcie, przemieniła w proszek, który następnie rozrzuciła wokół.
- Asterum solen – powiedziała
Szelbi zadrżała na dźwięk zaklęcia jakiego wcześniej użyli wobec niej Żniwiarze. Nie odezwała się jednak.
Nagle cały odcinek który zabezpieczono pułapką zaczął jarzyć się błękitnym światłem. Czarodziejka uśmiechnęła się po czym znów sięgnęła do sakiewki tym razem wyciągając z niej ptasie pióro. Następnie nakreśliła nim w powietrzu małe kółko i wymówiła kolejne zaklęcie
- Lumi lan lai
Błękitne światło zgasło, leczo poza tym nic innego się nie wydarzyło.
- Już? – zapytał Battor
- Tak – potwierdziła czarodziejka.
- I co teraz?
- Uruchom pułapkę, to będziesz wiedział.
- Rzućcie mi kilka strzał! – krzyknęła Szelbi. – Uruchomię ją!
- Łap, mała! – krzyknął Battor rzucając drowce kilka pocisków - Sam jestem ciekaw co z tego będzie
Szelbi nałożyła pierwszą strzałę i wycelowała mniej więcej w sam środek szczeliny, pomiędzy sufitem, a lewą ścianą. Zgodnie z jej przypuszczeniem pocisk wypadł z wgłębienia i upadł na schodek uruchamiając pułapkę. Wysunęło się tylko jedno ostrze, uderzając od strony krasnoluda i reszty.
- Nie widzę żadnej różnicy – mruknął Veru
- Jak na łowcę to masz znakomity wzrok – stwierdził sarkastycznie Battor.
- O co ci znowu chodzi? – oburzył się łucznik
Krasnolud zrobił niewinną minę.
- Och, nic, nic, tak tylko cię podziwiałem – zapewnił elfa.
Veru dumnie uniósł głowę, złożył ręce na piersi, odwrócił się plecami do Battora i prychnął obrażony:
- Akurat!
- Patrz mała – krasnolud krzyknął do drowki, wskazując na łucznika – To jest właśnie słynna postawa a’la Veru.
- Oh! Uspokójcie wreszcie! – warknęła rozdrażniona czarodziejka. – Zachowujecie się jak dzieci.
Krasnolud uśmiechnął się przepraszająco do łucznika, ale ten nawet na niego nie spojrzał.
- A ja chyba wiem, co się zmieniło! – zawołała nagle Szelbi – Wahadło uderzyło drugi raz z tej samej strony.
- Od razu widać, że znasz się na swojej robocie – pochwalił ją Battor.
- Postaraj się strzelić pod takim kątem jak wcześniej zrobił to nasz krasnolud, w ten sposób powinnaś zablokować drugi mechanizm. – poradziła drowce czarodziejka.
- Postaram się! – obiecała Szelbi, nakładając drugą strzałę.
Drowka podniosła łuk i wycelowawszy, posłała pocisk prosto w szczelinę, unieruchamiając wahadło. Wykorzystała jeszcze ostatnią strzałę, aby upewnić się, że mechanizm faktycznie nie działa, po czym powiadomiła pozostałych członków drużyny, że mogą już do niej dołączyć.
Jedyną rzeczą jaka niepokoiła teraz drowkę, był fakt, że strzały nie były tak wytrzymałe jak bełty i w każdej chwili pułapka mogła znowu stać się groźna. Dlatego tez wspólnie ustalono, że płaski odcinek najlepiej pokonywać pojedynczo. Selune zaproponowała również, że mogłaby przyspieszyć ruchy swoje i Veru, jako że oboje byli elfami, a tylko na tę rasę działało zaklęcie czarodziejki. Wiązało się to jednak ze sporym zmęczeniem, jakie odczułaby adeptka magii po rzuceniu tak skomplikowanego czaru. Ponieważ jednak istniało ryzyko, że mechanizm pułapki odblokuje się, drużyna postanowiła, skorzystać z propozycji czarodziejki. Dzięki rzuceniu zaklęcia, para elfów poruszała się na tyle szybko że bez problemu zdążyłaby odskoczyć gdyby trzeba było uniknąć któregoś z ostrzy.
Kiedy jednak przyszła kolej na krasnoluda, rozległ się cichy trzask i połamana strzała wypadła ze szczeliny. Na szczęście stało się to zanim Battor zrobił pierwszy krok i dzięki temu nic mu się nie stało. Szelbi zaproponowała, aby ponownie spróbowali zablokować mechanizm, ale krasnolud odparł, że ma lepszy pomysł.
- Ustawcie to tak tak, aby wahadło wystartowało po waszej stronie i schowało się po mojej. – krzyknął dobywając topora, łapiąc go oburącz i wznosząc nad głowę.
- Jaki masz plan? – zapytała Selune.
- Diabelski – odparł krasnolud tajemniczo.
Drużyna popatrzyła na siebie, po czym Veru wzruszył ramionami i wystrzelił w posadzkę przestawiając mechanizm dokładnie tak jak chciał tego wojownik.
- A teraz na mój sygnał ją uruchomicie – krzyknął krasnolud.
Zaciekawiony planem krasnoluda łucznik, napiął łuk i przygotował się do strzału.
- Teraz! – wrzasnął Battor podnosząc jeszcze wyżej broń i mocniej ściskając drzewce.
W momencie kiedy pułapka została uruchomiona, Battor opuścił topór, wkładając w uderzenie wszystkie siły i celując w miejsce, gdzie ostrze mechanizmu łączyło się ramieniem wahadła. Siła uderzenia była straszliwa, a krasnolud osiągnął cel. Udało mu się raz na zawsze unieszkodliwić jeden z mechanizmów. Odrąbane ostrze leżało teraz pod jedną ze ścian. Niestety grzmot jaki towarzyszył temu uderzeniu, sprawił, że bełt blokujący drugie ramie pułapki poluzował się i po chwili spadł na posadzkę.
- Dobra! – warknął wojownik – To jeszcze raz!
Oszołomiona efektywnością krasnoludzkiego topora drużyna, bez zbędnych pytań powtórzyła manewr i po chwili drugie ostrze także zostało unieszkodliwione.
Upewniając się jeszcze, że droga jest bezpieczna Battor dołączył do reszty drużyny, zabierając po drodze leżące pod ścianami pociski.
- Z czego ty masz ten topór? – zapytał zdumiony łucznik
- To mitriinium – odparł dumny krasnolud.
- Co to za materiał? – zaciekawiła się Szelbi.
- Jest podobny do adamantytu, który uchodzi za najtrwalszy na kontynencie. Mitriinium jest od niego dziesięć razy wytrzymalsze, a ponadto ostrze z niego wykonane nigdy się nie stępi. - wyjaśnił Battor.
- Nigdy o nim nie słyszałam – przyznała drowka – gdzie go…
- Nie mogłeś tak od razu unieruchomić tej pułapki? – spytał krasnoluda Veru, przerywając jego rozmowę z drowką.
- Nie mogłem – odparł krasnolud krótko.
- A to niby czemu?! –domagał się odpowiedzi łucznik, sądząc, że wojownik celowo zwlekał ze swoim pomysłem.
- Bo kiedy były dwa ostrza, to jedno miąłbym zawsze za plecami ty idioto?
Veru jednak nadal nie rozumiał
- I co z tego?
ARGH! – warknął rozjuszony Battor, ledwo powstrzymując się przed wykrzyczeniem paru wyzwisk pod adresem elfa
Łucznik odsunął się o pół kroku widząc gniew krasnoluda .
O co ci znowu chodzi? – zapytał zdumiony.
Battor nie wytrzymał!
- Selune, błagam, ty mu powiedz bo ja nie mam siły! – ryknął na całe gardło, po czym nie czekając na czyjakolwiek reakcję puścił się biegiem po schodach prowadzących na drugi poziom.
- O co mu chodzi? – Veru skierował pytanie do czarodziejki.
- Gdyby były dwa wahadła, to jedno z nich mogłoby uderzyć w topór krasnoluda od tyłu i wytrącić mu go z rąk. Dlatego musiał poczekać, aż unieruchomimy przynajmniej jeden mechanizm. – wyjaśniła spokojnie elfka.
- To nie mógł sam tego powiedzieć?
Selune wzruszyła ramionami.
- Widocznie nie mógł.
- uhu – mruknął łucznik i zamilkł
- Dobra, ruszmy się bo krasnolud gotów jest zwiedzić cały ten labirynt bez nas. W drogę! – Zadecydowała czarodziejka
Jak się okazało nim dotarli na niższe piętro pokonali ponad setkę kamiennych stopni. Battor czekał na nich w korytarzu prowadzącym do pierwszej komnaty.
Ten poziom labiryntu został wykuty w skale i na dodatek nie było tu pochodni, oświetlających drogę. Selune wykorzystała więc topór krasnoluda i rzuciła na niego czar, tak, że ten świecił teraz jasnym, żółtym blaskiem. Dzięki temu mogli poruszać się dosyć swobodnie i bez przeszkód badać kolejne pomieszczenia. Pierwsza komnata była ogromna. Dopiero po przejściu jakichś pięćdziesięciu metrów znaleźli wyjście prowadzące do dalszych pomieszczeń. Postanowili jednak najpierw dokładnie zbadać ogromną salę w której się teraz znajdowali, na wypadek, gdyby ukryto tu któryś z poszukiwanych przez nich artefaktów. Drużyna rozdzieliła się i rozpoczęła rekonesans.
- Nie podoba mi się tutaj – mruknął krasnolud na widok dziwnych tuneli, do których wejścia umieszczono na suficie. – Lepiej wynośmy się stąd jak najszybciej.
- Co to może być? – zapytała Szelbi, będąca w parze z krasnoludem.
- Z pewnością nie jest to wentylacja – odparł wojownik ściskając mocniej drzewce topora.
Nagle, dobiegło ich wołanie Veru, który wraz z Selune badał drugą stronę pomieszczenia.
Kiedy drowka i krasnolud znaleźli łucznika, ten stał obok szkieletu jakiegoś humanoida. Selune rzuciła jeszcze jedno zaklęcie światła, tym razem na broń łucznika, aby pozostali mogli się lepiej przyjrzec znalezisku. Veru podszedł bliżej, schylił się i ostrożnie dotknął leżących kości. Po chwili pokazał reszcie drużyny dłoń, do której przykleiła się gruba, pajęcza nić.
- BIEGIEM! – wrzasnął Battor i wszyscy rzucili się w kierunku wyjścia z komnaty. Nim jednak przebiegli dziesięć metrów tuż przed nimi wylądował ogromny, srebrno-czarny pająk. Stwór mógł mieć nawet półtora metra szerokości i był co najmniej tak samo długi. Jego kończyny miały ostre zadziory, a z pyska kapała trująca ślina.
Wszyscy cofnęli się o kilka kroków pod ścianę, ale w tym samym momencie na łucznika skoczył drugi identyczny stwór. Waga potwora była tak wielka, że Veru zachwiał się, cofnął o kilka metrów, po czym przewrócił się i uderzywszy głową o ścianę, stracił przytomność.
Tymczasem Battor szykował się już do natarcia na pierwszego pająka, który teraz starał się okrążyć wojownika i zaskoczyć go od tyłu. Stwór był wyraźnie niepocieszony faktem, że jego przyszły obiad zamierza się bronić. W końcu krasnolud, znudzony podchodami, natarł na bestię tnąc od boku toporem, lecz pająk w porę odskoczył w tył unikając ostrza. Po chwili sam zaatakował stając na czterech tylnych łapach, a pozostałymi sześcioma atakując krasnoluda. Battor podniósł tarczę i jednocześnie ciął w poprzek toporem trafiając w jedną z kończyn stwora. Pająk wydał z siebie głośny pisk bólu, ale nie zrezygnował z dalszej walki.
W międzyczasie drugi stwór został potraktowany przez Selune ognistą kulą i zmienił się w kupkę popiołu.
Niestety zaraz po tym, kolejny pająk pojawił się na polu bitwy i nim czarodziejka zdążyła zareagować, skoczył na nią, przewrócił i przyszpiliwszy ofiarę do ziemi szykował się do wstrzyknięcia pierwszej dawki jadu.
Szelbi jako jedyna pozostała bez przeciwnika, toteż czujnie rozglądała się wokół, starając się spostrzec pająka szybciej, niż ten zdąży się na nią rzucić. Nagle słysząc za sobą cichy pisk, instynktownie odskoczyła w bok i dzięki temu uniknęła spadającego z sufitu potwora. Jej przeciwnik nie spodziewał się jednak twardego lądowania. Nie zdążywszy przygotować się do zamortyzowania upadku, wyrżnął głową w podłogę. Impet uderzenia sprawił, że pająk stracił na chwilę orientację i świadomość tego co się dzieje wokół. Drowka od razu wykorzystała chwilową przewagę nad przeciwnikiem i szybko skoczyła na potwora, wbijając sztylet w miejscu gdzie głowa bestii łączyła się z tułowiem. Pająk znieruchomiał natychmiast.
Szelbi rozejrzała się wokół sprawdzając, jak radzą sobie pozostali. Battor właśnie potężnym uderzeniem tarczy ogłuszył swojego przeciwnika, po czym rozciął go swoim toporem na dwie połówki wrzeszcząc jednocześnie:
- Nie zadzieraj z krasnoludem, paskudo!
Drowka szybko przeniosła spojrzenie na czarodziejkę. W przeciwieństwie do pozostałych, Selune nie radziła sobie dobrze. Potwór poranił ją mocno swoimi ostrymi kończynami i zdążył ugryźć, nim ta zdołała go z siebie zrzucić. Teraz pająk krążył wokół niej, szykując się do kolejnego skoku. Nim jednak udało mu się znaleźć odpowiedni moment do ataku, Battor szarżując, zaatakował go toporem . Bestia była jednak czujna i odskoczyła, chociaż krasnoludowi udało się odciąć potworowi dwie tylne, prawe kończyny. Pająk widząc martwych przedstawicieli własnego gatunku i trzech, żywych, okrążających go przeciwników, postanowił wycofać się z dalszej walki. Pisnął przeraźliwie i skoczył w kierunku najbliższej ściany, chcąc jak najszybciej dotrzeć do swego legowiska. Nim jednak zdążył zniknąć w jednym z tuneli, Selune potraktowała go kolejnym zaklęciem, zabijając na miejscu. Martwy potwór, z głuchym trzaskiem, spadł na kamienną podłogę.
- Wszystko w porządku? – zapytał czarodziejkę Battor, widząc, że jej skóra robi się nienaturalnie blada.
- Nie do końca… - odpowiedziała słabym głosem i osunęła się na ziemię. Po chwili jej ciałem wstrząsnęły drgawki. Trucizna, jaką wstrzyknął jej przez ukąszenie jeden z pająków, zaczynała działać.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Pomysł z pająkami- po prostu zwalił mnie z nóg. Z niecierpliwością czekam na część 4:D Jak zawsze poziom napięcia nie maleje, a wręcz się zmaga :) Z tą pułapką i jak ją rozpracowali- niespodzianka, zwłaszcza przy Battorze;D jakiś małomówny, sobie wolał poczekać, aż się Szelbi natrudzi z jednym:P

Niecierpliwie czekam na kolejne przygody